czwartek, 1 września 2016

{Nightmare}

Chciałam napisać dzisiaj kolejną część opka ale jakoś nie mam na to humoru, więc napisze coś (z nudów) innego...

Siedziałam w ciemnym pomieszczeniu całkowicie skazana tylko na siebie, nikt nie mógł mi pomóc, nawet jakby ktoś mógł, nikt by się nie odważył, nikt nie byłby w stanie się dla mnie poświęcić
bo nie warto. Sama byłam przekonana że nawet ja nie potrafię sobie pomóc, czekałam jedynie na śmierć. Wszyscy mnie zostawili, bo tego chciałam, chciałam żeby każdy mnie znienawidził, i dostałam co chciałam, nie wiem czy mam być z siebie dumna czy raczej zawiedziona, bo z jednej strony... kazałam im, ale z drugiej... nie chciałam ich stracić. Wydaje mi się że chciałam ich chronić przed samą sobą, jestem paskudnym potworem który nie zasługuje żeby mieć takich wspaniałych przyjaciół jak oni, nie wierzyłam że mnie lubią, nie wierzyłam w niczyją miłość bo nigdy nie została mi ona w jakikolwiek sposób okazana. Jestem aspołeczną dziwką której nikt nie powinien znać. Siedziałam tak w czarnym pomieszczeniu i bazgrałam coś na kartce papieru, byłam na tyle zdruzgotana że nie potrafiłam utrzymać w miejscu ołówka i dygotał mi się na boki. Ze złości złamałam ołówek i zaczęłam jeszcze bardziej płakać, łzy powoli spływały mi po piegowatych policzkach, wzięłam do ręki złamaną część ołówka i zaczęłam jego ostrą częścią nakłuwać sobie skórę żeby ją przebić, chciałam się zabić, dalej chce, ale wtedy, wtedy wiedziałam że nie mam nic do stracenia, bo nikogo nie miałam, i ....wciąż  nie mam. Zaczęłam ostro drapać się ołówkiem po boku ręki, blizny nie były straszne ale... czułam ból... to się liczyło. W końcu mogłam z sobą skończyć, wiedziałam że i tak każdy będzie miał to w dupie, bynajmniej po tamtym. To mój koniec, nie zasługuję na nic, na nikogo nawet na ten pierdolony ołówek tnący moją całkiem delikatną skórę, ból się nasilił i nie mogłam przestać płakać.  Zastanawiałam się jakim cudem ktokolwiek mnie polubił, jakim cudem ktokolwiek mnie ...pokochał? Zawsze przez całe życie opisywałam się jako "brzydka ciota z krzywym ryjem bez przyjaciół" nie byłam nigdy mądra, ani ładna, ani popularna, ciągle chorowałam, każdy uciekał ode mnie na kilometr i zazwyczaj wyśmiewali mnie ze względu na moją szczękę bo wygląda jak ryj konia heh. Przypomniała mi się kłótnia z siostrą....wyzywałam ją a ona mnie, nie dała za wygraną i nie chciała ustąpić, po 5 minutach kłótni zaczęłam się śmiać, bawiło mnie jak bardzo wkurzona była. W pewnym momencie kłótni powiedziała coś... coś co mnie zgięło ... "A ty co, jesteś taka brzydka że nikt w szkole Cię nie lubi i nie potrafisz znaleźć żadnych przyjaciół, nie potrafisz mówić po Angielsku i do tego masz jeszcze ryj jak koń" jak to mówią "Prawda boli najbardziej" miała racja i to mnie zabolało
miałam ochotę jej przyjebać ale mama mnie powstrzymała, gdyby nie ona na pewno bym się z nią wtedy pobiła i to ostro. Wracając, siedziałam w kącie pokoju z głową przy ścianie wciąż płacząc siedziałam w tym miejscu od dwóch tygodni, jedynie ruszałam się raz dziennie do toalety załatwić potrzeby... okna miałam zasłonięte czarną kurtyną, siedziałam po ciemku i płakałam. Czułam jak z dnia na dzień serce miękło coraz bardziej, coraz bardziej miałam do siebie o wszystko żal, nienawidziłam siebie, chciałam ze sobą skończyć, nic i tak mi nie pozostało, mama myślała że mam problemy z psychiką i chciała mnie wysłać do specjalnego ośrodka ale nie dałam się jej, tłumaczyłam że tam zlasowaliby mi mózg jeszcze bardziej. Nie chodziłam do szkoły, nie miałam siły chodzić, wychudziłam się strasznie i wyglądałam przez to potworniej niż wcześniej jedyną rzeczą na świecie która mnie jeszcze pocieszała to fakt że nie będę musiała więcej oglądać paskudnego ryja Oktawi jak w końcu umrę. Przez cały czas zastanawiałam się czy mam jeszcze jakieś uczucia poza smutkiem żalem i gniewem. Próbowałam przypomnieć Sobie o wszystkich moich szczęśliwych chwilach ale one wywoływały jedynie ból w sercu. Każde dobre wspomnienie miało swoje złe zakończenie. Usłyszałam że ktoś wchodzi do mojego pokoju, nie miałam siły się odwrócić, usłyszałam zamartwiony głos mamy "Jaś... wszystko w porządku?" zapytała się mnie wchodząc powoli do pokoju "A jak miało by byś w porządku skoro mam ochotę się zabić" odparłam jej dość stanowczym i ochrypłym głosem "Oh... nieważne, ale czy... jest cokolwiek co sprawiło by że znowu byłabyś szczęśliwa?" Zapytała się mnie ocierając swoje łzy na policzku, odwróciłam głowę w jej stronę i znowu zaczęłam płakać na ten widok, próbowałam coś wyjąkać ale przyszło mi to z trudem "n-n-napraw to" rozryczałam się kompletnie, mama instynktownie mnie przytuliła starając się nie płakać
"Jas, ja nie potrafię tego naprawić, sama musisz to zrobić" rozryczałam się jeszcze bardziej i wróciłam do swojego konta, schowałam głowę między nogi. Znowu moje nadzieje znikły, tak szybko jak przyszły. Nigdy tego nie naprawie, nic nie sprawi że będę znów szczęśliwa. Pozostaje mi nic innego niż umrzeć. Mama nie miała już do mnie sił "eh... dobrze zrobię coś, ale nie obiecuje że mi się to uda" Po tych słowach wyszła z pokoju. Wiedziałam co to znaczy na 100% chodziło jej o to "nie martw się wszystko będzie dobrze jak będzie mi się chciało to coś zrobię" no .. na pewno o to jej chodziło. Otarłam łzy i wczołgałam się na łóżko, przykryłam się mocno kołdrą i znowu chciało mi się płakać, tym razem bez powodu.
Następnego dnia lub nocy (nie wiem bo ciemno w pokoju) siedziałam na łóżku i zastanawiałam się czy oni o mnie pamiętają, czy w ogóle chcą pamiętać, po dłuższym namyśle otrząsłam się i powiedziałam w myślach "meh na pewno już dano zapomnieli" takie miałam nastawienie do tego wszystkiego, no bo kto by chciał mnie pamiętać... chciałam pójść w mój kąt ale wolałam jeszcze sprawdzić jedną rzecz zanim usiądę, podeszłam do włącznika światła i je pstryknęłam, jasność światła oślepiała mnie w oczy, za jasne... ale musiałam to sprawdzić więc trzeba się poświęcić, podniosłam bluzkę i sprawdziłam brzuch, wyglądałam prawie jak anorektyczka, nie było najgorzej ale wciąż, fakt że było widać mi wyraźnie wszystkie żebra i miednice..... opuściłam bluzkę i usiadłam w miejscu którym stałam. Przesiedziałam w bezruchu 5 godzin, kręgosłup zaczął mnie boleć, ciągle płakałam a pośladki już nie dawały razy, w końcu położyłam się na podłodze wciąż płacząc. Bardzo mnie korciło żeby sprawdzić laptop ale powstrzymywałam się myślami że mnie tam nie chcą. Usłyszałam jak mama wychodzi z domu w pośpiechu, zastanawiałam się dlaczego, przecież zwolnili ją z pracy 5 dni temu. Miałam tylko nadzieje że Oktawia nie przyjdzie do pokoju i nie spróbuje mnie pobić bo tak trochę udałoby się jej bo nie mam sił nawet zajebać komara. Sięgnęłam po zakurzony laptop, zastanawiałam się czy to dobry pomysł... na początku nie miałam odwagi wchodzić na bloga lub fb. Słuchałam piosenek a potem starałam się narysować coś pokracznego w paintcie. Nic mi nie wychodziło. Pograłam z 4 godziny w simsy3 aż laptop się przegrzał, przez chwile nie myślałam o tych wszystkich złych chwilach, było dobrze dopóki znowu sobie o nich przypomniałam... mama zadzwoniła do mnie na telefon, odebrałam i zapytałam się co chce, odparła że ma na mnie niespodziankę, tylko że wróci do domu dopiero jutro, i że mam zrobić Julce śniadanie do szkoły. Nie miałam zupełnie ochoty tego robić ale zgodziłam się żeby mama nie przedłużała rozmowy. Wyłączyłam laptop i się zdrzemnęłam na 3.5 a może dłużej, a nwm skąd mg wiedzieć kurde ja spałam. Obudziłam się o dość później godzinie bo w domu zapadła nagła nisza, 0 tv, 0 rozmów 0 hałasów...dla pewności sprawdziłam telefon i była 23:21 miałam 3 nieodebrane wiadomości i 2 nieodebrane połączenia od mamy. Sprawdziłam wiadomości "jas odbierz" "jas" "dobra to ci napisze za kilka godzin będę wracać do domu, potem nie będę miała czasu Ci tego napisać, będę jutro o 13:30 zależy czy korki będą" zaczęłam się zastanawiać gdzie mama pojechała skoro jej tak długo nie ma. Położyłam się spać z nadzieją że jutro nastanie lepszy dzień.
Obudziłam się jak zwykle, bez życia, zaczęłam w myślach użalać się nad tym czemu żyje, przypomniało mi się że mam zrobić śniadanie młodszej siostrze, wyszłam z mojego pokoju, lekko kiwając się na boki bo zakręciło mi się w głowie, oparłam się o ścianę i starałam powoli doczłapać się na górę. Doszłam do kuchni i zaczęłam robić jakieś zwykłe kanapki z dżemem, położyłam je na talerz a potem na stół. Zeszłam szybko na dół żeby nikt z domowników mnie nie zobaczył, wyglądałam tak tragicznie ze zapewne mieli by koszmary po spotkaniu się ze mną. Starałam się nie płakać ale jakoś kiepsko mi to szło, mimo wszystko humor mi się z deczka poprawił, bałam się jedynie mojego umysły który mnie tak bardzo nienawidził i za każdym razem gdy byłam szczęśliwa przypominał mi o moich najgorszych chwilach w życiu. Weszłam na laptopa znowu, sprawdziłam godzinę i była 7:34, miałam nadzieje że Julka i Oktawia wstaną do szkoły same... postanowiłam że wejdę na msp, ale bałam się że ktoś z znajomych mnie zobaczy no więc wejdę na anonimowe konto. Sprawdziłam swój profil i czytałam komentarze pod zdjęciami, może i to tylko komentarze ale... dzięki niektórym z nim humor w pewnym stopniu mi się poprawia. Postanowiłam w końcu wejść na bloga, heh pewnie dostane bana za to ale co tam.. czekałam aż strona się załaduje, zjechałam na dół i ponownie czekałam na załadowanie chatu, zalogowało mnie a na blogu nie było zupełnie nikogo...czat był wyczyszczony... chwile potem chciałam wejść na FR, po wpisaniu adresu bloga okazało się że został usunięty. Co jest kurwa.....zdezorientowana zaczynałam się zastanawiać nad wejściem na facebooka, ale nie chciałam ryzykować.... włączyłam jakieś piosenki i zaczęłam przeglądać moje stare opowiadania, zaczęłam się zastanawiać jaki jest dzisiaj dzień tygodnia, ale skoro Julka ma iść do szkoły znaczy że każdy musi ee ...aaa to dlatego nikogo nie ma ;w; zrezygnowana wyszłam z bloga i msp. Usłyszałam jak siostry wychodzą z domu, wreszcie. Dopadła mnie chwilowa depresja.. znowu mózg mi to zrobił, znowu wszystkie złe myśli dały o sobie znak a ja musze z tymi jebanymi myślami walczyć, czasem nie da się walczyć z prawdą i trzeba się z tym pogodzić smutną prawdą jaką jest moje życie. Niestety umysł znowu wygrał i zaczęłam płakać zwinęłam się w kulkę i próbowałam o wszystkim zapomnieć prze kilka godzin i nic, wszystko mnie męczyło, coraz bardziej i bardziej, a co jeśli oni mnie obgadują dlatego kasują chat? Co jeśli w ogóle nie chcą żebym wróciła? A co jeśli w ogóle nie chcieli mnie znać? Te wszystkie myśli mnie odbijały, miałam tego dość, chciałam żeby to był zwykły koszmar, ale to niestety działo się naprawdę i nie mogłam nic na to zaradzić. Po długim czasie płakania zadzwonił telefon, dość powolnymi ruchami sięgnęłam po niego i odebrałam połączenie, to była mama, zauważyła że płacze i zapytała się co się stało, odpowiedziałam że znowu umysł mnie pokonał, mama westchnęła, i powiedziała że ma nadzieje że niespodzianka jaką dla mnie szykuje poprawi mi humor. Szczerze to humor łatwo mi poprawić, no nie tak łatwo, ale da się, tylko problem jest z utrzymaniem dobrego humoru. Odpowiedziałam mamie że nie sądzę żeby to się udało na długi czas ale chwilowo mogę być szczęśliwa. Pożegnałam się z nią i wyłączyłam telefon, zlazłam z łóżka i  schowałam się do mojego konta, tym razem zabrałam ze sobą kocyk bo było mi zimno siedziałam tam przez bite 3 godziny i czytałam mange, co jakiś czas płakałam przez 3 minuty wtedy musiałam zaprzestać czytanie żeby czasem nie zmoczyć kartek. byłam skierowana twarzą ku ścianie, a na kolanach trzymałam moją ulubioną mangę, humor był umiarkowany i zmienny, mam jakieś zaburzenia mózgu pewnie heh. Była już 13 na zegarku, bardzo się niecierpliwiłam żeby zobaczyć tą niespodziankę, fajnie jakbym dostała gekona, lub tablet graficzny, lub... nic. Skończyłam czytać całą mangę i nie zostało mi nic ciekawego do roboty. Zaczęłam po prostu gapić się w ścianę w oczekiwaniu na mame. Usłyszałam kroki na schodach, to pewnie mama z Martinem wrócili. Usłyszałam jak mama gada do Martina po Polsku, wtf, próbowałam o tym nie myśleć, przez to teraz znowu miałam czarne myśli, ty pierdolony mózgu, na szczęście nie płakałam jeszcze, mama powoli weszła do mojego pokoju otwierając przy tym skrzypiące drzwi. Nieco szczęśliwym głosem zapytała się mnie czy chcę zobaczyć moją niespodziankę. Zapytałam się jej co to a ona odparła "Odwróć się to się przekonasz" nie miałam ochoty się odwracać ale zrobiłam to bardzo, bardzo powoli, nagle zobaczyłam w drzwiach... moją mame "to ta niespodzianka?" zapytałam poirytowana i ciut zawiedziona faktem że jednak humor mi się zjebie totalnie. Mama szybko zaprzeczyła i powiedziała że niespodzianka znajduje się za nią. Zaczęłam uważnie przyglądać się nogą mamy i zauważyłam że ktoś za nią stoi "Em ....kto to?" zapytałam mamy ciekawa odpowiedzi.... mam nadzieje że to tylko nie to co mam na myśli. "Przecież Ty go już nasz" odparła z uśmiechem "No wiem ale nie wiem kto to bo zasłaniasz" mama odsunęła się na bok a potem w tył i oniemiałam, parzyłam wryta jak słup z wystrzeżem, nie mogłam się napatrzeć, z drugiej strony on też patrzył na mnie, szybko zakryłam twarz i schowałam głowę w kolana mama zaczęła się chichotać a ja byłam cała czerwona jak pomidor lol. Z jednej strony byłam szczęśliwa, z drugiej znowu chciało mi się płakać i tym razem miałam wiele powodów. "Jaś...?" podszedł do mnie jeszcze bliżej przez co schowałam głowę jeszcze bardziej, "Co tu robisz? I czemu musisz oglądać mój ryj?' dalej nie rozumiałam jakim cudem On tu jest. "Jestem tu żeby Ci pomóc..." podniosłam głowę i popatrzyłam Mu prosto w oczy "a-ale dlaczego chcesz mi pomóc?" pewnie moja mama go zmusiła........złapał mnie za podbródek a ja zrobiłam się jeszcze bardziej czerwona "Bo Cię Kocham" gdy te słowa padły z jego ust znowu poczułam motylki w brzuchu jak kiedyś gdy pierwszy raz wyznał co czuje. Dalej nie mogłam uwierzyć że to dzieje się naprawdę przecież tamto wszystko i. i jeszcze... jezu... jakim cudem On wciąż mnie kocha... mrugnęłam kilka razy oczami z niedowierzania a on pocałował mnie delikatnie w usta mogłabym śmiało przyznać że to była najlepsza chwila w moim życiu. Chciałam mu powiedzieć jak bardzo się cieszę że tu jest ale po chwili jednak zdałam sobie sprawę że cały ten czas spałam.