wtorek, 5 lipca 2016

Toxic people, toxic environment=-Chapter |1| [Page2]

Był ranek i właśnie wstałem z łóżka, trochę ogarnąłem włosy i sprawdziłem godzinę na telefonie. Była równo 9:30, zszedłem na dół do kuchni i zrobiłem sobie śniadanie na szybko, tak zwane płatki z mlekiem. Wróciłem na górę do swojego pokoju, postawiłem miskę na biurku i usiadłem na krześle. Włączyłem laptop i powoli jadłem zawartość niebieskiej miski. Laptop uruch(ał)omił się, gdy właśnie miałem kończyć ostatnią łyżkę moich płatków usłyszałem dziwny dźwięk dobiegający zza okna. Pomyślałem że to pewnie jakiś wróbel zjadł kostkę cukru i dostał cukrzycy więc to zignorowałem. Oparłem się wygodnie o krzesło po czym przypomniało mi się ile razy już mi się rozwaliło.... zabrałem plecy z oparcia i pochyliłem się ku laptopowi. Spędziłem tak około godziny przeszukując Internet aż w końcu znudzony postanowiłem wyjść na dwór. Zanim jeszcze do tego doszło sprawdziłem bloga i próbowałem się dowiedzieć od reszty czy Jaś czasem nie wróciła. Na moje nieszczęście dalej jej nie było. Pożegnałem się z nimi i wyszedłem czym prędzej na zewnątrz.

Trochę mnie martwił fakt nagłego zniknięcia Jasia... może po porostu mama jej dała kare, lub się obraziła bez powodu. Pewnie jej przejdzie, oby. Przechadzałem się tam chodnikiem i dalej myśląc czy wszystko u niej w porządku, aż w końcu doszedłem do parku i usiadłem na gorącej ławce. Tyłek odruchowo podskoczył, ale usiadłem ponownie i zdałem sobie sprawę że z tego całego pośpiechu zapomniałem słuchawek. Kurwa mać. Zły na samego siebie kopnąłem randomowego kamienia który leżał mi obok buta. Zapatrzyłem się w ziemie i podziwiałem piękno parkowych kamieni, Maka Paka byłby jak w raju. W oddali dostrzegłem trzech facetów w dziwnych czarnych gangsterskich ubraniach. Hm, co oni szukają w takim cichym parku (no nie do końca cichym ale i tak to było dziwne). Podeszli bliżej mnie i zapytali dość sympatycznym głosem jak na gangsterów
"Czy widziałeś może gdzieś budkę z lodami chłopcze?"
Zdezorientowany sytuacją zmrużyłem oczy i popatrzyłem na nich z niedowierzaniem.
"Wy panowie tak na serio?"
Spojrzeli na mnie chytrym i złowieszczym wzrokiem, jeden odparł.
"No oczywiście że nie, to  był tylko "joke" (:< "
Wyryty wciąż patrzyłem a nich i pilnowałem ich każdego nagłego ruchu jaki wykonywali. Wstałem w ławki i grzecznie się zapytałem ich
"Macie kurwa jakiś problem?"
Tak, to było bardzo mądre z mojej strony, w chuj, no kurwa, debil debil. Dwóch z nich podeszło do mnie jeszcze bliżej i zablokowali mi ręce (niczym Pazdan) pozbawiając mnie jakiejkolwiek obrony.
Trzeci z nich odparł.
"Chłopcze, uważaj na słowa, bo i tak skończysz jak twoja przyjaciółka (: a tymi słówkami tylko pogorszysz sytuacje"
O czym oni pierdolą, czekaj chwile..... eeeeeeeeeeeeeeeee *loading* poczułem nagle mocny ból głowy i nie mogłem sensownie myśleć, potrafiłem jedynie ułożyć jakieś nie składne zdanie jeszcze zanim straciłem przytomność
"J-jak zrobiłeś coś J-Jaśminie to C-cie dojebie skurwy...."
au, co te chuje mi wstrzyknełyyyhlhhghhbhhyyyhh *zzzz*

*Perspektywa Jasia*
Smacznie drzemałam gdy poczułam kucie w brzuchu, mocno się za niego złapałam i skuliłam w kulkę. Poczułam przy sobie czyjąś obecność, nie byłam pewna kto to, ale ból nie ustawał i bolał coraz to bardziej więc nie bardzo mnie obchodziło to że ktoś siedzi mi po drugiej stronie na łóżku. Usłyszałam głos babci i mamy wchodzącej do pokoju. Chyba się o mnie martwią, ja sama o siebie też się martwię,  źle to skończy.. zapewne wstrzyknęli mi ebolę. Poczułam jak kręci mi się w głowie, jedyne co w tej chwili chciałam to umrzeć. Mamrotliwie wyjąkałam coś i zasnęłam.

1 komentarz: