Hejo tu Jasiu i bez przeciągania przechodzimy do OPKA :D
Dobra... teraz wrócę do domu i ... no i się ogarnę, bo w końcu muszę się przebrać z tych roboczych łachów. O ku... Mike dzwoni... emm, nie chce mi się w tej chwili odbierać. Ale wole teraz niż potem mu się tłumaczyć.
- Halo?
- No hej, jak tam w pracy?
A nic poznałam zielonego królika, który jak się okazało zabił mojego ojca, a u ciebie?
- Nic... nic ciekawego, zwykła nuda robota i tyle. Po co dzwonisz?
- Wiesz... martwię się o ciebie. Przecież wiesz ja nie ufam temu miejscu.
Eh... nie ma to jak zatroskany chłopak. Jeszcze tego mi mało.
- Proszę przestań, wiesz przecież że umiem zadbać o siebie. Nie po to chodziłam na te lekcje karate.
- Proszę ... Violet... uważaj.
Mam dość jego ''uważaj'' przez niego oddaliłam się od moich przyjaciółek bo uważał on że zagrażają mi one. O nie, mam dość! Rozłączyłam się... niech się martwi. Musze wrócić szybko do domu. Nie mam ochoty go nigdzie po drodze spotkać. Nie ma to jak mieć dość swojego chłopaka. Tak o nim się zamyślałam że nawet nie zauważyłam że jestem już pod domem. No dobra... dopiero 6.25... a ja nie mam zielonego pojęcia co mam robić... Po prostu... pójdę spać. *Kilkanaście godzin później*
Yh... już 23.23... nie chce mi się wstawać... tak po za tym to głodna jestem. Dobra.. ubrałam się... kanapka.. jest, teraz tylko buty i wychodzę. Kur... 23.50 co ja tak długo się ubierałam D:?! Musze teraz biec do pracy. I to szybko! Mam 10 min, a zazwyczaj dochodzę tam w 25 min ;-;. Nie zdążę! Połowa drogi... jeszcze mam 4 minuty... kurwa... pasy... niech to by szlag trafił, na szczęście jest późno i nie musiałam długo czekać. Kurwa... jeszcze dwie minuty mam. KURWA! Jestem na miejscu, i jest 24.03 ... ;-; Musze się streszczać. Biegnę przez wszystkie korytarze... i-i chyba usłyszałam jakieś dźwięki, boje się że to .. to.. Springtrap... ( jestem z zbyt ciekawska żeby nie pójść tego sprawdzić). Otworzyłam drzwi.. ale tam nikogo nie było. Weszłam głębiej do pokoju żeby się rozejrzeć. Nagle, drzwi za mną się zatrzasneły. Wiedziałam już że coś jest nie tak. Usłyszałam jakieś szepty. Zaczęłam odczuwać brak powietrza, dusiłam się. A raczej ktoś/coś mnie dusiło. Szepty stały się bardziej wyraźne i mogłam wyłapać pojedyncze słowa. Takie jak ''zabójca'', ''zemsta'', ''zginiesz'' i tym podobne. W końcu myślałam że już nie żyję. Upadłam na ziemie i zaczerpnęłam powietrza. Szepty przemieniły się w krzyki i były na tyle wyraźne żebym mogła zrozumieć co mi przekazują.
Emm tak bardzo miłe. Fajnie... zabije mnie coś czego nawet nie widzę. W końcu ... musiałam się odezwać... może się z tym czymś dogadam.
- A-ale... czemu ja?
To coś raczej nie było zadowolone że zaczęłam się odzywać. Poczułam na szyi czyjeś 'dłonie' i znowu zaczęłam się dusić.
- Ty... jesteś córką zabójcy. Żeby zemścić się na nim, muszę zabić jego bliskich.
Zaczęłam się dygotać. Czyli mama też jest zagrożona?! Boże...
- Zostaw ją, wystarczająco osób zginęło, nie będziemy w to mieszać dziecka.
Cooooo?! Następny?! Ile tych cosiów jest tu w pokoju? I ... wcale nie jestem dzieckiem!
- ZAMKNIJ SIĘ! Zawsze uważałeś się za tego ważniejszego! ZAWSZE! Ale to ja tu jestem starszy! Więc mi nie przerywaj, uduszę ją i po sprawie.
- Golden Proszę zostaw tą dziewczynkę
- Chica ma racje, nie rób jej krzywdy
- Arr też się zgadzam.
Ku*wa, ile ich tu jest?! Ja.. się będę powoli zmywać, powoli się wycofałam do drzwi i zaczęłam szarpać za klamkę. Niestety ten 'zły'' mnie dojrzał i znowu poczułam jak mnie dusi.
- GOLDEN! NIE!
Heh... powoli odczuwałam jakby to był mój koniec. Gdy już ledwo oddychałam ujrzałam d-duchy... było ich 6, włącznie z tym co mnie dusił (dalej się zastanawiam jak to zrobił skoro jest duchem)
Wyglądali jak ... dzieci, t-ten... co usiłował mnie zabić podniósł swoją 'niewidzialną' rękę i-i wbił mi ją w klatkę piersiową. Gdy ją wyciągnął, upadłam na podłogę i zaczęłam się wykrwawiać. To było oczywiste że to był mój koniec. A jednak Mike miał racje, a ja głupia się go nie słuchałam. Umierałam, nie czułam tego ale byłam świadoma. Słyszałam ich głosy jeszcze przez chwile. Po czym oczy zaczęły mi się zamykać i zemdlałam.
- Z-zabiłeś niewinną osobę.
- Wcale nie była niewinna.
*perspektywa Springtrapa*
Hymmm późno już, pójdę sprawdzić czy może czasem nie ma jej w biurze. Może po prostu mnie unika. No w końcu jestem paskudny, wielki i wystają ze mnie ludzkie organy. Przejdę wentylacją, będzie szybciej, jeżeli nie utknę. Dobra... jestem na miejscu i... nie ma jej. Eh.. pewnie ją wystraszyłem i teraz nie wróci do pracy. Dobra to się korytarzem wrócę. Czekaj... co to był za dźwięk? C-czy to ...boże tylko nie to, zacząłem biec w stronę zaplecza. Gdy otworzyłem drzwi zauważyłem wszystkie dusze i...i ją. Leżała wykrwawiona na podłodze. Gdy tylko wszedłem zauważyłem że GF jakoś słabo wyglądał jak na ducha. Czyżby moja obecność go przestraszyła?
Nie zastanawiając się dłużej podbiegłem do (Jej imię ma zapisane w pamięci Purple Guy'a) Violet i starałem się zatamować ranę. Ale jestem tylko animatronikiem, co ja mogę. Spojrzałem z wyrzutami na GF, podniosłem Violet na ręce i wyniosłem ją. Jeszcze nie byłem pewny co zrobić, ale musiałem jej jakoś pomóc.
Dobra to koniec na dzisiaj :D Jak zwykle się napisałam xD I jeszcze mi internet mulił więc zajęło mi to dłużej niż powinno. (btw już 24.34). Mam nadzieję że się podoba :D Ja już lepiej idę spać.
~Springu
Zajebistość ^^
OdpowiedzUsuń